Kosmiczny mecz to dla mnie przede wszystkim aktorski debiut ówczesnego idola, Michaela Jordana w połączeniu z idolami wczesnego dzieciństwa, bohaterami kreskówek z uniwersum Looney Tunes. Pamiętam, że jako 12 latek dostałem się na seans, stojąc w wielometrowej kolejce do kasy kinowej, tylko i wyłącznie dzięki temu, że kilkadziesiąt osób przede mną stali koledzy z osiedla i pozwolili mi się „wcisnąć” do nich, a sam film oglądaliśmy na dużym kinowym ekranie z drugiego rzędu, bo już tylko takie miejsca pozostały w sprzedaży. Z racji wieku i fascynacji postaciami pierwszoplanowymi filmu wyszliśmy z kina zachwyceni. Mało kto jednak zarejestrował, że premierze filmu towarzyszyła premiera gry, będąca arcadową koszykówką o mocno uproszczonych zasadach. I właśnie o tej grze przy okazji premiery drugiej części filmu i gry chciałbym Wam dzisiaj opowiedzieć.

Pierwszą styczność z wyżej wspomnianą pozycją miałem kilka lat po premierze filmu, wcześniej jedynie czytałem o niej w Secret Service i już wtedy wiedziałem, że jest to pozycja, która może mi się spodobać. Jak wspomniałem wyżej, gra jest dosyć prostą wersją koszykówki, a jej zasady i gameplay są bardzo mocno inspirowane grą NBA Jam, która swoją drogą wychodzi chyba do tej pory. Autorzy gry oddali do naszej dyspozycji 2 tryby rozgrywki. Pierwszy (i główny zarazem) to mecz drużyna na drużynę w którym wybieramy którą z dwóch dostępnych ekip będziemy prowadzić. Stajemy zatem albo po stronie Królika Bugs’a i jego przyjaciół albo po stronie napakowanych przybyszy z kosmosu, którzy ukradli talenty gwiazdom NBA. Jak mawiał klasyk, przed rozpoczęciem meczu należy skompletować drużynę. Spotkanie odbywa się w formacie trzech na trzech, wybieramy zatem trzech bohaterów, z których każdy opisany jest prostymi statystykami. Ocena poszczególnych cech graczy jest jednak umowna i nie zauważam nawet dzisiaj, żeby miała rzeczywisty wpływ na rozgrywkę. Spotkanie możemy rozegrać zarówno przeciwko AI jak i z żywym przeciwnikiem.

Drugi tryb rozgrywki pozwala na kooperację maksymalnie trzech graczy w starciu z drużyną prowadzoną przez komputer. Każdy z graczy kontroluje jedną postać od początku do końca zmagań.
Sama rozgrywka, jak na dzisiejsze czasy jest dosyć schematyczna i moim zdaniem zbyt mało dynamiczna, brakuje tutaj trochę takiego arcadowego szaleństwa, z którego słyną nowsze odsłony wcześniej wspomnianego NBA Jam. Po stronie plusów należy zapisać ilość postaci, które zostały udostępnione do wyboru. Warto również dodać, że mecz poprzedzony jest mini gierką nawiązującą do filmowej sceny, gdy Bugs i Daffy udają się do domu Jordana, aby spakować jego rzeczy, niezbędne do treningu i gry w meczu o losy planety.
Podsumowując, Space Jam jest dosyć fajną grą, żeby raz na jakiś czas zagrać z dzieckiem bądź kumplem na nostalgicznym spotkaniu w stylu „kiedyś to było”. Nie będziecie mieli syndromu jeszcze jednego meczu, nie będziecie jakoś szczególnie tęsknić do tej gry, ale gdy ktoś przy piwku zaproponuje meczyk, zgodzicie się z uśmiechem na ustach i pewnie będziecie się dobrze bawić, choć nie potrwa to pewnie więcej niż 1 – 2 mecze. Tylko tyle i aż tyle.
Bardzo fajna rodzinna rozgrywka. Niestety raczej tylko na krótkie posiedzenia.
Podsumowanie
Nieco monotonna, ale fajna rozgrywka dla całej rodziny. Najbardziej powinna przypaść do gustu dzieciom.