Tegoroczny urlop był niezwykle udany. Dwa tygodnie wspaniałej pogody, Bałtyk ciepły jak chyba nigdy, piwo zimne jak zawsze, a do tego miejsce do którego trafiłem zupełnym przypadkiem. Miejsce bardzo niepozorne z zewnątrz, za to posiadające niesamowite wnętrze i klimat pamiętnych „wozów drzymały” dumnie nazywanych salonami gier video w pięknych latach 90tych.

Pixel Mania (bo tak rzeczone miejsce się zowie), znajduje się w „nadmorskim zakopanem” (jak często nazywane jest Władysławowo), nieopodal galerii handlowej Vendo Park i wylotówki na Hel we wnętrzu restauracji u Hanki. Samo Władysławowo przez wieczny tłok, korki i ogólną drożyznę traktuję jako nadmorską siedzibę zła i wylęgu armii szatana, jednak odkrycie tego miejsca wpłynęło mocno na plus, jeśli chodzi o moje odbieranie tej jakże popularnej miejscowości. Niestety odwiedziłem je zupełnie nie przygotowany i będąc pod presją czasu, bo plan wycieczki był zupełnie inny i pod naciskiem rodziny nie mogłem spędzić tam tyle czasu ile bym chciał.

Opisywane miejsce jest podzielone na dwie części: pierwszą, gdzie wstęp jest bezpłatny, natomiast jak w starym dobrym salonie gier, wrzucamy monety do automatów, aby zagrać, i drugą płatną, gdzie w ramach jednorazowej opłaty możemy grać do woli w dostępne gry. Jak już wcześniej wspominałem, znalazłem się tam dosyć nieoczekiwanie i jak się potem okazało czasu wystarczyło mi ledwie na zwiedzenie strefy pierwszej bezpłatnej i to właśnie na niej skupię się przy opisie tego miejsca.

Pierwszą rzeczą, która mnie zachwyciła był sam klimat. Ciemne wnętrze przywołujące skojarzenia z objazdowymi salonami gier z pięknych lat 90tych. Zachwycająca ilość automatów, przy tym same hity, które kiedyś sam odkrywałem nad Bałtykiem (jako dziecko, automaty traktowałem jako najlepszą rozrywkę i spędzałem tam tyle czasu na ile pozwalały fundusze). Wśród dostępnych gier, same hity, a z najbardziej przeze mnie cenionych wymienię Tekken 3, Mortal Kombat II i Cadillacs & Dinosaurs. Warte odnotowania jest to, że pierwszy raz w życiu widziałem automat z Contrą czy z Tetrisem. Maszyna ze Street Fighter II przypomniała mi stare dobre czasy, kiedy całkiem nieźle człowiek sobie radził, druga część Mortala sprowadziła mnie brutalnie na ziemie, przypominając, że na automatach poziom trudności w serii gier Boon’a , był nieco wyższy niż na innych sprzętach, natomiast w kadilaki z dinozaurami pograłem zdecydowanie najdłużej gromadząc przy tym niewielką grupkę małolatów wokół.

Nie mogę się doczekać, aż wrócę za rok i wtedy spędzę w Pixel Manii przynajmniej jeden dzień, to pewne. Za klimat, za super gry, za to, że w tym roku na wakacjach znowu poczułem się jak dzieciak i za to, że znów nie wyobrażam sobie wakacji nad morzem bez przewalenia monet na Mortal Kombat. Jeśli dobrze wspominacie salony gier, jeśli traciliście tam monety i przychodziliście po jeszcze, jest to miejsce, które po prostu musicie odwiedzić.

P.S. Z informacji zamieszczonych na profilu FB lokalu wyniku, że we wrześniu (o ile pandemia pozwoli) odbędzie się specjalna retrogamingowa impreza. To co, widzimy się?